Marek Baterowicz – KOREANSKI REBUS
Od lat reżim Korei Północnej destabilizuje sytuację polityczną w regionie, prowokacje militarne ze strony Pyongyang były i są na porządku dziennym. Nie zabrakło nawet podziemnych prób nuklearnych, ambicje komunistycznego reżimu sięgają daleko, a próby z pociskami balistycznymi wymierzone są nie tylko w kierunku sąsiadów z południa, ale i w Tokio. Natychmiast po rozpoczęciu prezydentury Trumpa północnokoreański reżim wystrzelił rakietę w kierunku Japonii, być może testując reakcję nowego prezydenta USA i jego sojuszników. Reakcja była jednoznaczna i prawie błyskawiczna: premier japoński Shinzo Abe i Donald Trump potępili prowokację i potwierdzili stuprocentowe podtrzymanie wspólnego sojuszu w razie koreańskiej agresji. Dotyczy to również Korei Południowej, jest ona aliantem USA od 1953, a obecnie na jej terytorium stacjonuje 28,500 żołnierzy amerykańskich. W obliczu wojennego zagrożenia ze strony Północy USA i Korea Południowa rozpoczęły wspólne manewry flot obu krajów, które mają potrwać do końca kwietnia. Dowództwo Korei Północnej natomiast uznało je za wstęp do inwazji i w odwecie – 7 marca – wystrzeliło cztery pociski w stronę brzegów Japonii. Wymierzone podobno w amerykańskie bazy, spadły jednak około dwieście mil od wysp Nipponu, w strefie połowów japońskich kutrów i niewątpliwie stanowią pogwałcenie zasad międzynarodowych i rezolucji ONZ-u. A w przyszłości – w miarę rozwoju technologii Koreańczyków – mogą dolecieć do Japonii, uzbrojone w dodatku w głowice nuklearne. Oznacza to koniec zabawy w regionie i konieczność podjęcia jakichś kroków w stosunku do reżimu Kim Jong-un’a, który od pierwszych dni swej dyktatury mocno wspiera rozwój broni atomowej, a rezolucjami ONZ i sankcjami w ogóle się nie przejmuje. Owe cztery rakiety wystrzelono z bazy położonej w Tongchang-ri, blisko granicy z Chinami. Celem reżimu jest uzyskanie statusu nuklearnej potęgi rzekomo dla odstraszania Seulu i Amerykanów, ale znając naturę komunistów można założyć bezbłędnie, iż wtedy właśnie Korea Północna dokonałaby inwazji na południe. Eskalacja agresywnych działań Kim Jong-un’a skłoniła USA do zainstalowania teraz w Korei Południowej nowoczesnego systemu obrony przeciwrakietowej. Zrobiono to i tak z wielkim opóźnieniem, albowiem pierwsze próby nuklearne w Korei Północnej miały miejsce w r.2006. Instalacja systemu spotkała się z ostrą dezaprobatą Pekinu, który choć potępił koreańskie próby balistyczne, to jednak woli, aby Korea Południowa nie dysponowała puklerzem obronnym w przypadku konfliktu. Takie stanowisko jest bardzo znamienne i przewrotne, bo niby Chińczycy jednoczą się z Zachodem w krytyce koreańskiego reżimu, ale przeciwstawiając się instalacji amerykańskiego systemu antyrakietowego na południu chcieliby uzyskać sytuację komfortową dla Pyongyang, gdzie dalej trwałaby eskalacja zbrojeń i prowokacji. W takim kontekście Pekinowi zależy chyba na tym, aby reżim Kim Jong-un’a zyskał na czasie i mógł swobodnie rozwijać swój potencjał nuklearny, gdyż będzie on użyty wyłącznie przeciwko Zachodowi i Japonii czy Korei południowej, ale nigdy przeciwko Chinom. Dyplomatyczne potępienie koreańskich fajerwerków ze strony Kremla ma podobną wartość, jest czysto werbalną grą, albowiem Rosjanie wiedzą, że Korea północna nie zrezygnuje z nuklearnego programu, a Zachód waha się jak ukarać reżim w Pyongyang. Rosjanie mogą więc potępiać do woli, naiwny Zachód doceni taką „solidarność” , a północna Korea i tak nie ustąpi. Chiński i rosyjski apel, aby OBIE strony powstrzymały się od eskalacji napięcia służy doskonale tylko Północnej Korei, która z całą perfidią wykorzysta czas na dalsze zbrojenia.
Stanowisko Waszyngtonu jest jasne: „USA zdecydowanie potępiają wystrzelenie nowych rakiet i pozostają przygotowane bronić siebie oraz swoich aliantów przed atakiem, a w tym celu gotowe są użyć całego repertuaru środków, które są w ich mocy”. Prezydent Trump rozważa dwie opcje – przywrócić w południowej Korei taktyczne pociski nuklearne albo zastosować prewencyjne uderzenie w bazy reżimu Pyongyang. Przystąpiono do realizacji pierwszej opcji, co jednak nie wyklucza opcji drugiej, ponieważ daje jakże potrzebną osłonę dla prewencyjnego ataku. Języczkiem u wagi może być tu Japonia, coraz bardziej zagrożona koreańską eskalacją wrogości, chociaż to samo odnosi się do Koreańczyków z południa. Niestety, mści się podział Korei na dwa państwa, co przypieczętowano w r. 1953 podpisaniem tylko rozejmu, co sprawia, że obie strony znajdują się w stanie wojny. Zamiast zakończyć wojnę zwycięstwem dla południa i dla wolnego świata – jak proponował generał MacArthur – Truman wybrał zgubny podział półwyspu i narodu. Takie prowizoryczne rozwiązania zawsze powodują gangrenę i polityczny kryzys, w tym wypadku o dużym zasięgu dla planety. Irracjonalny lęk prezydenta Trumana przed III wojną światową stworzył koreański rebus, a jego skutki są nieprzewidywalne.
Podobnie chory kompromis – choć zawarty w odmiennych warunkach – może doprowadzić do tragedii w Polsce, gdyż okrągły stół ( zamiast zbliżyć obie strony) wykopał przepaść między Polakami a peerelczykami, przepaść widoczną dopiero po latach, a zwłaszcza teraz po zwycięstwie PiS-u jesienią 2015 roku. Niestety, po r.1989 – mimo proklamacji III RP – okazało się, że na tym samym obszarze funkcjonuje PRL-bis dysponujący wiernymi kadrami w sądownictwie, prokuraturze i tajnych służbach. Cień Ubekistanu przyćmił światełko w tunelu! Wprawdzie po r.1989 dokonano weryfikacji służb i prokuratury, lecz w okresie 1991-1994 narastała fala przywracanych do pracy prokuratorów, poprzednio zweryfikowanych negatywnie. Sędziów zaś nigdy nie poddano lustracji, a tajnym służbom po weryfikacji zmieniono szyld z SB na UOP: ich szefem został Gromosław Czempiński, ten sam ubek, który w latach 70-tych inwigilował Polonię w USA, a nawet obserwował wizytę arcybiskupa Wojtyły w Ameryce! Oto „nowe” oblicze starych służb, nielepiej było w dyplomacji, a jeszcze w r.2017 odkrywamy byłych TW w randze ambasadorów. A gdy PiS chce oczyścić ich szeregi, spotyka się z furią PO. Apogeum PRL-bis przypadło na obie kadencje Aleksandra Kwaśniewskiego ( TW Alek), lecz przygotował je Wałęsa ( TW Bolek) usuwając rząd mec.Olszewskiego, rząd postulujący lustrację i dekomunizację. Panosząca się agentura przyczyniła się też do powstania Platformy Obywatelskiej, a Polacy dalej żyli pod dyktatem peerelczyków. Podział ten pogłębiał się, obfitując w tragedie. O ile Koreańczycy z północy wysyłają rakiety, to peerelczycy nękali Polaków „seryjnym samobójcą”, nieznanymi sprawcami jak za PRL-u, a wreszcie użyli bomb w Tupolewie, by unicestwic elitę III RP, której propolskie ideały zagrażały zatęchłym post-peerelowskim planom wobec Polski. I teraz jeszcze – gdy wreszcie Rzeczypospolita ma rząd polski i gdy PiS walczy z bezprawiem – mroczne siły z przeszłości usiłują ponownie zniweczyć projekt reformy państwa, a także nieskończony projekt III RP. Oficerowie dawnych służb, pasożytujący na Polsce, wsparli dziką opozycję, która chciałaby wrócić do władzy i uczynić z Kraju koryto dla malwersantów łupiących majątek narodowy. Ta nadzwyczajna kasta aferzystów ( też chroniących ich sędziów i prokuratorów) nie chce wiedzieć, że Polska powinna być wspólnym naczyniem dla narodu, a nie korytem dla garstki przestępców. Torpedują więc reformę podjętą przez PiS, marzy im się, by wszystko było „po staremu”. Peerelczycy, choć to mniejszość, atakują Polskę i Polaków. Trwa starcie dwóch „narodów”, które w r.1989 zawarły chory kompromis będący w istocie reanimacją upadłego reżimu PZPR-u. Kompromis ten wymuszono szantażem. I ten upadły reżim chciałby znów rządzić w nowych szatach ? Kontynuować gwałt na tysiącletniej Polsce?
Marek Baterowicz
Skomentuj