Marek Baterowicz – SMOLEŃSKI ZAMACH
Podczas marcowej miesięcznicy smoleńskiej Jarosław Kaczyński powiedział, że o zamachu na Tupolewa wiemy juz prawie wszystko. Czekamy zatem z nadzieją na ostatnią miesięcznicę, po świętach wielkanocnych, która powinna ujawnić światu ustalenia zespołu ekspertów, pracującego od dawna pod kierunkiem Antoniego Macierewicza, w którym są fachowcy z wielu krajów. Doceniamy wagę tych ustaleń i profesjonalizm wybitnych naukowców tej ekipy, jednak przypomnijmy, że już w dwa miesiące po „katastrofie” wiedziano bardzo dużo, prawie wszystko. Oto w polonijnym „Kurierze”, wychodzącym w Chicago, z datą 11-17 czerwca 2010 roku, ukazał się artykuł „Zbrodnia i dowody – czyli o zabójstwie Prezydenta Kaczyńskiego”. I w nim ujawniono dwie sprawy, absolutnie pewne w tamtym czasie, a więc w zaledwie niewiele tygodni po tragedii. Po pierwsze, samolot leciał w oparciu o sfałszowane dane satelitarnego systemu naprowadzania. Urządzenie to, zwane MECON, było używane w technice wojskowej od około roku 2000. Dzisiaj wiemy ponadto, że i rosyjscy operatorzy z wieży kontrolnej celowo sprowadzali Tupolewa poniżej bezpiecznej wysokości. Słyszeli to piloci Jaka-40, dlatego jeden z nich – chorąży Remigiusz Muś – został zamordowany. Sprzeciwiał się oficjalnym „ustaleniom” śledztwa, słyszał też dwa wybuchy. Likwidowanie niewygodnych świadków też jest pośrednim dowodem zamachu. A oszukiwanie pilotów Tupolewa świadczy, że Rosjanie kreowali warunki dla sprowokowania „katastrofy”. I tuż nad ziemią samolot został rozerwany wybuchem na dziesiątki tysięcy części, a finalna eksplozja nastąpiła w momencie zderzenia z ziemią. I właśnie o tym pisze również „Kurier Chicago” już w dwa miesiące po tragedii. Zacytujmy: „Po drugie – kadłub samolotu został rozerwany eksplozją bomby izowolumetrycznej. To zarazem pierwszy przypadek w historii, gdy użuyo takiej broni w zamachu”.
Oprócz tych dwóch głównych elementów zamachu ( przesunięcia toru lotu i zastosowania bomby ) autor artykułu Rafał Klimuszko ( bazujący niewątpliwie na dostarczonych mu materiałach ) dodaje też hipotezę, że w samolocie uruchomiło się dodatkowe urządzenie blokujące sterowanie maszyną. I tę hipotezę z chicagowskiego „Kuriera” potwierdzają obecne ustalenia: gdy piloci – na wysokości 100 do 80 metrów – próbowali podnieść samolot i odejść na drugi krąg, Tupolew utracił sterowność.
Dalej czytamy w „Kurierze”, że bomby izowolumetryczne ( zwane też termobarycznymi ) to najsilniejsze bomby konwencjonalne, a taka właśnie bomba była potrzebna do zniszczenia wyjątkowo mocnego kadłuba TU-154M. A „ składa sie on z badzo silnych podłużnic, gęstych poprzecznic ( wszystkie te elementy są ze stopów wzmocnionego aluminium) oraz blachy wewnętrznej i zewnętrznej, a ma ona grubość aż 5 centymetrów.” Wybuchowi takiej bomby towarzyszy – jak czytamy dalej – ogromne ciśnienie i temperatura do 3 tysięcy stopni Celsjusza ( stąd i nazwa bomba termobaryczna). Oczywiście wybuch tej bomby na pokładzie Tupolewa oznaczał straszliwą śmierć wszystkich pasażerów. Klimuszko informuje też, że w Polsce bomby termobaryczne były produkowane od roku 1988 i że „bombę musiano umieścić w Warszawie”. Eksplozja takiej bomby ma dwie fazy, są to akustycznie dwa oddzielne wybuchy. I to dokładnie słyszał świadek Sławomir Wiśniewski, montażysta TVP, który jechał akurat samochodem na lotnisko nagrywać lądowanie Prezydenta i towarzyszącej mu ekipy. Pamiętamy, że i ekspertyza kawałków Tupolewa odkryła ślady jakiejś substancji wybuchowej, lecz prokuratura i media za rządów PO-PSL-u utopiły natychmiast tę rewelację.
Tyle w skrócie o artykule z chicagowskiego „Kuriera”, opublikowanym osiem lat temu, niemal zaraz po smoleńskim zamachu. Jesteśmy bardzo ciekawi co z jego treści potwierdzi się w ostatecznych wnioskach komisji Macierewicza. Niezależnie od tego jedno jest absolutnie pewne: był to zamach, nie katastrofa. Do takiej konkluzji skłaniało od razu rozrzucenie szczątków samolotu na dużej przestrzeni, co nieodpartą siłą logiki wyjaśnia i dowodzi użycia bomby, a zatem ZAMACHU. Więcej nie trzeba dla przyjęcia wniosku, że katastrofa w Smoleńsku nie była zwykłym wypadkiem. Ostateczna ekspertyza zespołu Macierewicza może wyłącznie ten wniosek podbudować od strony technicznej, naukowej, lecz ktokolwiek myśli logicznie, musi zgodzić się od razu z tym, że pasażerowie lotu do Smoleńska padły ofiarą perfidnego i okrutnego zamachu. Majaczenia Millera, Anodiny i Laska ( i tym podobnych krętaczy ) pójdą na śmietnik.
Powie ktoś – a nie mamy czarnych skrzynek, nie oddano nam wraku. To nie ma znaczenia. Z dostępnych w Polsce szczątków samolotu, a są i na Zachodzie, można ustalić czy na pokładzie miała miejsce eksplozja. A czarne skrzynki zostały tak zmanipulowane w Rosji, że prawdopodobnie są już bezużyteczne. Natomiast przydałoby się satelitarne zdjęcie eksplozji Tupolewa, które Amerykanie oferowali – jak czytamy w „Kurierze” z Chicago – Radkowi Sikorskiemu, ale ten z oburzeniem odmówił, bo – jego zdaniem – to nie był zamach, lecz…błąd pilota! Cynizm pierwszej klasy, ale i bezczelność wyrokować tak na samym początku śledztwa. Sikorski widocznie należał do tych, którym po prostu politycznie pasowała i nadal pasuje wersja „katastrofy”. Później prokurator Marek Pasionek próbował ściągnąć to zdjęcie z USA, lecz został zwolniony przez Parulskiego, który szedł ścieżką śledztwa wytyczoną przez Tuska. Miejmy nadzieję, że tym razem rząd PiS-u dostanie to satelitarne zdjęcie, bo w końcu USA są naszym sojusznikiem. Do Warszawy przyjechali też eksperci międzynarodowi. A ogłoszenie werdyktu komisji Macierewicza będzie nie tylko zwycięstwem prawdy i potwierdzeniem zamachu, lecz także istotnym składnikiem odbudowywania naszej suwerenności w 100-lecie odzyskania Niepodległości.
Marek Baterowicz
Skomentuj