Marek Baterowicz – polskie grudnie
W naszych dziejach powojennych miesiąc grudzień nie był dla Polski łaskawy, a nawet zaznaczył się szczególnie tragicznymi wydarzeniami. I tak – w następstwie długotrwałego terroru – w grudniu 1948 powstała Polska Zjednoczona Partia Robotnicza ( PZPR), która nie była nigdy ani „polska”, ani „robotnicza”! Stanowiła sowiecką agenturę. Zjednoczenia PPR-u z PPS-em dokonano z wielka pompą w gmachu Politechniki Warszawskiej, odtąd PZPR miała prowadzić naród do „socjalizmu według drogowskazu marksizmu-leninizmu” i po trupach żołnierzy wyklętych, AK-owców i wszelkich opozycjonistów, zresztą mordowano nawet członków PSL-u, który zaraz po wojnie był jeszcze partią polską. Do roku 1947 działały sowieckie łagry, dokąd deportowano patriotów. I choć pierwszy sekretarz KC PZPR Bolesław Bierut wrócił z Moskwy w kuferku, komuniści – dzięki cyklicznym a krwawym represjom utrzymali się u władzy ( wraz z Urzędem Bezpieczeństwa) aż do roku 1989. Mają na sumieniu tysiące pomordowanych i zamęczonych w katowniach i więzieniach. Odkrycie „Łączki” to zaledwie czubek góry lodowej…
A w grudniu 1970 nad Bałtykiem polała się krew…Wiemy dlaczego, ale godne szczególnej uwagi jest to, że do dzisiaj ( czyli do roku 2013) w mediach powtarzane są peerelowskie kłamstwa o tylko 45 ofiarach śmiertelnych. W okresie grudniowych protestów Gomułka zwrócił się do gen. Jaruzelskiego z pytaniem jak zachowa się wojsko, a ten odparł, że „armia wypełni swój obowiązek”. Gomułka apelował też o pomoc wojskową do przywódców Kremla…Nie była w końcu potrzebna, bo niestety wojsko w polskich mundurach wraz z milicją brutalnie stanęły w obronie dyktatury jednej partii czyli totalitaryzmu. 17 grudnia, zgodnie z apelem Kociołka ludzie wybrali się do swoich zakładów pracy…I wtedy – przy wiadukcie stacji Gdynia-Stocznia – ludziom kazano się nagle rozejść, po czym bez ostrzeżenia wojsko otworzyło do nich ogień! Do dziś nie wiadomo kto wydał zbrodniczy rozkaz, by strzelać do ludzi zmierzających do pracy, a w dodatku na apel sekretarza PZPR…Tylko w tej strzelaninie zginęło kilkadziesiąt osób! Po masakrze wypadki przybrały gwałtowny obrót, ludzie doprowadzeni do ostateczności starli się z żołnierzami i milicją. Nie mieli jednak szans, padali nowi zabici, ranni, a milicjanci polowali na mężczyzn, bijąc ich potem do nieprzytomności. Także w Szczecinie trwały starcia, gdzie początkowo strzelała tylko milicja. W wyniku walk w Szczecinie zginęło 147 robotników, a na całym Wybrzeżu było kilkaset ofiar śmiertelnych. Dla ukrycia rozmiarów masakry ciała ofiar, w plastykowych workach, chowano potajemnie nocą – pod nadzorem komisji MSW – w zbiorowych mogiłach na cmentarzu witomińskim czy w innych miejscach jak podaje Wojciech Roszkowski, „Historia Polski”, W-wa, PWN, 1991, str.305. Podane przez reżim dane o 45 zabitych, 1165 rannych oraz 2898 zatrzymanych były oczywiście tendencyjnie zaniżone. Niestety, dzisiaj jeszcze – 43 lata po zbrodni – powtarzane są w mediach, albowiem tak wielkie są nadal wpływy post-komunistów w III RP, a nawet w pewnych rozgłośniach na emigracji jak w australijskim radiu SBS Jedynie radio 2000FM z Sydney podaje dane zgodne z ustaleniami nowych źródeł, uwzględnionych w „Historii Polski” Roszkowskiego. W obliczu tych strasznych represji tym bardziej trzeba podziwiać odwagę pokolenia Gwiazdów, Wyszkowskich,Anny Walentynowicz czy Aliny Pieńkowskiej, które podjęło walkę o wolność.
W grudniu 1981 dekret WRON-u rozpętał nowy krwawy konflikt, jego przebieg jest lepiej znany. Ale i w tej kwestii nie sposób dojść sprawiedliwości. Proces ośmiu sprawców stanu wojennego, oskarżonych o „kierowanie i udział w związku przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu popełnianie przestępstw” przekształcił się w farsę. Wśród oskarżonych szefów WRON-u jest oczywiście Jaruzelski, Stanisław Kania czy Kiszczak. Stosowali jednak metodę uników sądowych okazując świadectwa lekarskie…Czasem zaś Jaruzelski z Kanią komentowali – na ławie oskarżonych –… zalety składu sędziowskiego! Tak dalece kpią sobie z Temidy! Pokazała to TV, a ich uwagi na temat sędziów dotyczyły ewentualnej przychylności dla oskarżonych. Klika Jaruzelskiego ma też poparcie Sojuszu Lewicy Demokratycznej, który publikował list otwarty w kilku pismach o zasięgu krajowym. Nadal podgrzewany był też spór o to czy groziła nam sowiecka interwencja ? Coraz więcej danych przemawia za tym, że jednak nie, a generałowie WRON-y po prostu wystąpili w obronie reżimu PZPR, zagrożonego pluralizmem czyli wstępem do demokracji. Ale już w roku 1989 ukazała się książka Gabriela Meretika – „Noc generała”, w której autor podaje szereg argumentów przemawiających przeciwko możliwości interwencji Rosjan. Ciekawy czytelnik znajdzie je na stronach 158-161…
A o tragedii społeczeństwa niech powie i ten krótki wiersz:
Nie mam już ojczyzny.
Skreślono ją dekretem,
rozjechano czołgami,
oszołomiono gazem
i dobito siedmioma kulami.
W atlasie świata
szukam wyspy bezludnej
z dala od granic wytyczonych bagnetem,
z dala od obłąkanych kapłanów ideologii. ( grudzień 1981)
To że stan wojenny był mniejszym złem, niestety nie znajduje pokrycia w faktach. Milicyjne patrole zabierały do aresztu nawet kobiety stojące w bramach domów po godzinie policyjnej, ponieważ musiały akurat wypuścić psa na trawnik…W bezpośrednich starciach zginęło kilkanaście osób, ale stan wojenny pochłonął życie – jak się ocenia – kilkuset osób wskutek różnych represji, skrytobójstw ( jak np. Piotra Bartoszcze z „Solidarności” Rolników ) oraz wyłączenia telefonów, braku karetek pogotowia, blokady transportu. I – jak pisze Roszkowski ( idem, str.383): „Poza ofiarami ceną stanu wojennego stało się zniszczenie kapitału entuzjazmu i gotowości do poświęceń dla dobra kraju, jakie wyzwoliła „Solidarność”. Stan wojenny pogłębił społeczną izolację władz, ale nie zapobiegł masowej frustracji, demoralizacji czy poczuciu beznadziejności” ( koniec cytatu). Dodajmy, że Jaruzelski nie tylko rozprawił się z „Solidarnością”, ale też rozwiązał związki twórcze ( literatów, plastyków) czy stowarzyszenie dziennikarzy. Dekret WRON-y był atakiem na całe społeczeństwo, by ocalić dyktaturę PZPR-u i wybić nam z głowy aspiracje do demokracji. Inną tragedią był exodus tysięcy wykształconych Polaków, zmuszonych do emigracji z powodu stanu wojennego. Ten upust krwi wypada także brać pod uwagę w bilansie jaruzelskiej wojny. A że dziś nie da się dojść sprawiedliwości i w kolejną rocznicę 13 grudnia trwają pikiety pod domem generała ? Ba, pyta ktoś na blogach jak się pozbyć starych insektów stanu wojennego? Albo apologetów WRON-y dalej czynnych w „Gazecie Wyborczej”… Właśnie, skoro IIIRP stanowi ciągłość nomenklaturową po epoce PRL-u, trwa nieustannie kuratela post-komunistycznego układu nad narodem, a wymiar sprawiedliwości jest karykaturą i prokuratura deformuje prawdę nie tylko w sprawie smoleńskiej „katastrofy”…
STATUS QUO
Krzyk błaznów zagłusza chóry ptaków
i głosy niezłomnych,
gdyż ciemność uznano za światło
i kaci szydzą ze swych ofiar,
a jutrzenka umarła w połogu,
w toastach fałszerzy,
w półmiskach okrągłego stołu,
w bruderszaftach z Herodem.
Ogrody zarastają perzem i chwastami
jak dzikie pola,
mgłą okryto nowe zbrodnie
a mumie w epoletach,
starcy w tych samych
splamionych mundurach
– nietykalni jak święci –
pilnują klatki z orłem.
Miejmy nadzieję, że atak na biuro PiS-u w Kozienicach nie jest wstępem do jakiejś nowej grudniowej tragedii, na szczęście nie doszło do zabójstwa jak kiedyś w łódzkiej siedzibie PiS-u. Próbuje się nam potem tłumaczyć, że morderstwa są dziełem ludzi niepoczytalnych, a akty wandalizmu wynikiem jakichś politycznych odwetów, ale napady na biura opozycyjnej partii dowodzą, że w Kraju nie ma demokracji. I nazbyt przypominają metody stosowane w epoce Mussoliniego, ojca faszyzmu i politycznego przewodnika Hitlera.
Marek Baterowicz
fot. Jerzy Bartonezz
Skomentuj