Konklawe a niepodległość Polski
Już prawie trzydzieści pięć lat minęło od czasu, kiedy kardynał Karol Wojtyła został wybrany Papieżem. Wybór ten był szokiem dla świata i zupełnie nieoczekiwaną łaską i radością dla Polaków. Dopiero jednak z perspektywy czasu widać, jak wielkie dla historii Polski miało to znaczenie. Przypomnijmy: w 1978 roku Jan Paweł II zasiada na tronie piotrowym, w niecały rok później odbywa pielgrzymkę do Ojczyzny, jak Chrystus uzdrawiając Polaków z duchowych okaleczeń i przywracając właściwy sens wiary tam, gdzie wiara została sprowadzona do roli tolerowanego zabobonu. Polacy stali się znowu „silni mocą wiary”, a „Duch Święty zstąpił na ziemię, tę ziemię” Na owoce tego odrodzenie nie trzeba było długo czekać. W 1980 roku powstała „Solidarność”, formalnie związek zawodowy, ale tak naprawdę iskra, z której wybuchł płomień niepodległościowych aspiracji zniewolonego narodu.
Wydawało się, że solidarnościowe powstanie, brutalnie pacyfikowane stanem wojennym, represjami i mordami politycznymi zakończyło się zwycięsko. Cały czas był z nami duchowy Ojciec, przywódca bez dywizji czołgów, ale posiadający moc niepojętą dla materialistycznych i totalitarnych ideologii. Niepokonany.
Dlaczego roztrwoniliśmy to zwycięstwo? Czy za bardzo uwierzyliśmy w święte przewodnictwo Jana Pawła II, czy daliśmy się nabrać szatańskim kłamstwom i pokusom, łaszeni błyskotkami i otwartą granicą? Daliśmy się prowadzić za rękę, a kiedy zabrakło Ojca, nie starczyło nam siły, by dalej kroczyć samodzielnie po szlaku wolności, wiary i suwerenności.
Polska powoli stacza się w ciemną dolinę materialistycznej nicości. Diabeł wystawia rogi, chichocząc znowu z Boga i natrząsając się z zabobonu, którym dzisiaj nazywana jest nie tylko wiara, ale wszelki idealizm, romantyzm i tradycja. Współczesny szatan walczy bowiem z marzeniami i pamięcią.
Zebrało się kolejne konklawe i świat z nadzieją i niepokojem czeka na jego, natchnioną Duchem Świętym decyzję. Świat „postępowy”, wierząc tylko w intrygi i strefy wpływów, liczy na „postępowego” Papieża, który zreformowałby Kościół do roli jeszcze jednej organizacji charytatywnej, wspieranej przez koncerty celebrytów i kontrolowanej przez media. Wierni i ludzie dobrej woli liczą na Papieża, zdolnego ocalić wartości, które kiedyś były podstawą zachodniej cywilizacji.
Na co mogą liczyć Polacy? Czy przyjdzie Ojciec Święty, który nimi potrząśnie, który ich przygarnie i ponownie napełni wiarą i siłą do walki o ocalenie tożsamości? Rozpędzi kupczących w świątyni Ojczyzny sprzedawczyków i oportunistów? I będzie mógł im powiedzieć: musicie wszystko zrobić sami, sami przywołać Ducha Świętego, sami zasłużyć na zbawienie, niepodległość i miłość?
Aleksander Rybczyński
Skomentuj