Aleksander Rybczyński – Cesarz poetów na obczyźnie
Niespełna rok po ujawnieniu współpracy Ryszarda Kapuścińskiego ze służbami specjalnymi prl na początku 2008 roku poleciałem do Polski. Zupełnie niespodziewanie zostałem wówczas poddany agresywnej medialnej ofensywie, promującej twórczość kontrowersyjnego pisarza. Dyskutowano o Kapuścińskim na falach radiowych, a banery, billboardy, plakaty można było zobaczyć wszędzie – nawet na wiatach przystanków komunikacji miejskiej. Dzieła zebrane, dzieła wybitne, dzieła wiekopomne. Byłem zdumiony, gdyż wydawało mi się, że tak kompromitujący fakt biograficzny, powinien przynajmniej spowodować dyskretne przemilczenie, do czasu, aż sprawa przyschnie. W swojej naiwności nie wiedziałem jeszcze wtedy, że agenturalna przeszłość jest glejtem, gwarantującym zaszczytną pozycję w III RP.
Nie było to ostatnie zaskoczenie, spowodowane emanowaniem twórczości „cesarza reporterów”, którego rozdmuchana wielkość nigdy mnie nie porwała. Kilka dni temu wpadły mi w ręce „Wiersze zebrane”, właśnie opublikowane w wersji dwujęzycznej (polskiej i angielskiej) przez Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie i Polski Fundusz Wydawniczy w Kanadzie. Dziwi, że emigracyjna instytucja, powołana z funduszu pisarzy – patriotów, którzy do Polski nie wracali, by zademonstrować niezłomną postawę wobec reżymu, wprowadzonego do Warszawy na sowieckich bagnetach, tak beztrosko sięga do sakiewki, pamiętającej jeszcze kieszenie Kazimierza Wierzyńskiego, Adama Tomaszewskiego i Wacława Iwaniuka. Czyżby nie było wybitnych dzieł autorów emigracyjnych, utworów krzepiących serca czy choćby dających świadectwo prawdzie i charakterom? Czy nie należałoby raczej stanowczo stać przy wartościach, definiujących jednoznacznie nasze wyobrażenie o niepodległości i nawiązujących do patriotycznej tradycji powojennej emigracji? To właśnie tej szkole powinniśmy być wierni, nie marksistowskim kursom kolaboracji i podwójnych życiorysów.
Rozgoryczony tymi refleksjami, uważnie przejrzałem dzieła poetyckie Ryszarda Kapuścińskiego. Poza jednym dobrym wierszem, lektura wypada płasko i nieprzekonująco. Pewna naiwność pisarza, widoczna już w jego książkach reporterskich, obnaża się w oszczędnych frazach osobistych zapisków, które z jakichś powodów autor postanowił utrwalić w formie wierszowanej. Zdarza się, że konfesyjny styl tych utworów wywołuje niepokojące skojarzenia – czterowersowy tekst bez tytułu można nawet odebrać, jak spowiedź TW:
„Właściwie co miałem zrobić powiedzieć – nie
powiedziałem – tak
I wtedy zaczęło się to staczanie w dół w dół
Co tu dużo mówić”
W innym wierszu przywołuje postaci dwóch poetów:
„Jakie piękne wiersze pisali
ci dwaj starsi panowie
pan Jarosław Iwaszkiewicz
i pan Adam Ważyk
jeszcze ich widzę
idą ulicą Wiejska
pan Jarosław podpiera się laską
pan Adam wpół zgięty”
Nieco inaczej wspominał Adama Ważyka Wacław Iwaniuk, mając go przed oczami, jak biegał zaraz po wojnie po Krakowie, zgięty pod ciężarem pistoletu, ścigając wrogów ludowej ojczyzny.
Ta rozbieżna perspektywa Kapuścińskiego i Iwaniuka jest wyrazem zupełnie odmiennych wizji naszej Ojczyzny. Wizja zniewolonego Kapuścińskiego, uwikłanego w układy i trzymanego na pasku władzy różni się od wizji Iwaniuka, który walcząc o Niepodległą na frontach wojennych, zachował ją w sercu wolną, niezłomną i niegodzącą się na żadne kompromisy.
Tomisko wierszy reportera spada na półkę książek do oddania, jak kamień z serca. Może odrodzi się jeszcze Oficyna Malarzy i Poetów, Wydawnictwo Księgarni Polskiej w Paryżu, Wydawnictwo Gryf, Veritas, Polska Fundacja Kulturalna w Londynie czy jedna z wielu innych patriotycznych, powojennych oficyn i zajmie się redakcją tak dzisiaj potrzebnej antologii polskiej poezji emigracyjnej i patriotycznej. Mógłby ją otwierać wiersz Kazimierza Wierzyńskiego:
„Jest jeszcze miłość,
Raniona miłość
Samotna, gorzka,
Której nic nie odstraszy”.
Opublikowano na portalu:
Skomentuj