Katastrofa smoleńska – komentarz Grzegorza Szuladzińskiego


 

Szuladziński odpowiada Artymowiczowi

Komentarz Grzegorza Szuladzińskiego na temat
wywiadu Pawła Artymowicza pt: „Katastrofa Smoleńska oczyma naukowca – lotnika”, który ukazał się
w torontońskiej „Gazecie”

Dr inż. Grzegorz Szuladziński jest ekspertem w dziedzinie skutków wybuchów i działania materiałów wybuchowych, zajmuje się mechaniką rozpadu konstrukcji, prowadzi firmę konsultingową, wchodzi w skład grupy ekspertów naukowców zaangażowanych w bezpieczeństwo narodowe Australii (RNSA). Obok prof. Biniendy i Nowaczyka współpracuje z zespołem parlamentarnym ds. zbadania przyczyn katastrofy z 10 kwietnia 2010.

Prof. Paweł Artymowicz jest astronomem i astrofizykiem wykładającym na U of T, pilotem amatorem, aktywnie podważającym w mediach ustalenia w/w naukowców.

CZĘŚĆ 1. wywiadu

Prof. Paweł Artymowicz: (O symulacji prof. Wiesława Biniendy) Skąd ja to wiem? Ja oraz dr inż. Szuladziński, który jest obecnie ekspertem zespołu Macierewicza a przedtem był jego krytykiem, zauważyliśmy, że w tej symulacji brzoza, czy też opisujące ją elementy obliczeniowe, po uderzeniu przez skrzydło po prostu lokalnie znikają. Skrzydło przez tak symulowaną brzozę przechodzi jak nóż przez masło. To taki trik, który ten program LS Dyna, stosowany przez prof. Biniendę, posiada po to, by uniknąć nadmiernej deformacji siatki obliczeniowej.

Dr inż. Grzegorz Szuladziński: Paweł Artymowicz nawiązuje do wywiadu, którego mu udzieliłem pod koniec zeszłego roku. Zadał mi szereg pytań dotyczących metodyki w modelowaniu zagadnień z dynamiki konstrukcji. Część pytań dotyczyła symulacji wykonanej przez prof. Biniendę Widziałem ją tylko migawkowo, ale starałem się odpowiedzieć. Ktoś słuchający mnie powiedziałby, że niektóre elementy tej symulacji sam bym wykonał inaczej, ale nie stwierdziłem, że zostały osiągnięte nieprawdziwe wyniki. W miarę upływu czasu, przemyśleń i analiz, coraz więcej pojawiało się wskaźników, że symulacja prof. Biniendy dała wyniki zgodne z faktami.

Mój stosunek do zespołu Antoniego Macierewicza opisany przez Artymowicza powyżej, to czysta fantazja. Kiedy udzielałem wywiadu, nic nie wiedziałem ani o polskiej polityce, ani o Macierewiczu, ani o jego zespole, nie mogłem być więc krytykiem tegoż.

Jeśli chodzi o Artymowicza, to łatwość, z jaką wypowiada się o sprawach, o których niewiele wie, jest rozbrajająca. Metoda Elementów Skończonych jest narzędziem do wykonywania symulacji, o której jest mowa. Artymowicz rozumie, na czym to polega, ale ponieważ nigdy nic takiego nie robił, nie zna realiów tej dziedziny. Dlatego też ostatnie zdanie w cytowanej powyżej wypowiedzi jest wielokrotnym nonsensem.

Prof. Paweł Artymowicz: Gdyby dr inż. Szuladziński umiał umotywować swoje nowe przeświadczenie, tym razem o tym, że były wybuchy i zamach, obliczeniami albo przynajmniej danymi, które nie były znane wcześniej, wówczas zgodziłbym się z nim, że powinien był zmienić zdanie, bo nie ma takiej zasady w nauce, że trzymamy się początkowego zdania niezależnie od wszystkiego. Natomiast on zmienił zdanie, nie podając żadnych poważnych dowodów.

Dr inż. Grzegorz Szuladziński: Zmiana zdania? Nowe przeświadczenie? O czym Artymowicz mówi? GS w tych sprawach zdania nie zmienił, choć zmodyfikował niektóre aspekty swej pozycji zgodnie z nowymi faktami. W moim Raporcie 456 obecność wybuchów została bardzo szczegółowo, w sposób niepodważalny, udowodniona. Słowo „zamach” czy „spisek” nie było natomiast użyte, ponieważ tym aspektem sprawy się nie zajmuję.

Jedyna próba podważenia tezy wybuchu była dokonana przez Artymowicza. Jej tekst przesłano mi do wglądu i poprosiłem o przekazanie mu szczegółowej odpowiedzi. Z niej wynikało po prostu, że Artymowicz mówi od rzeczy, bo zupełnie się nie zna na dynamice konstrukcji. Należy mu się jednak uznanie za bezkompromisowe dążenie do osiągnięcia swych celów politycznych.

Prof. Paweł Artymowicz: (Kontynuacja poprzedniego) Wręcz przeciwnie, dowody na swoje nowe przeświadczenia o dwóch wybuchach, które podaje, są w jawnej sprzeczności z fizyką, podobnie jak wszystkie dowody na zamach ze strony prof. Biniendy. To nie są błędy rzędu 10% czy 20%, tu nie chodzi o super precyzję. Tu chodzi o to, że dr inż. Szuladziński w swoich domysłach, niepopartych żadnymi rzetelnymi obliczeniami, łamie zasadę zachowania pędu o czynnik 100. To naprawdę gruby błąd.

Dr inż. Grzegorz Szuladziński: Jak to Raport 456 opisuje, zniszczenie skrzydła, obejmujące około 2/3 długości, było głównie wynikiem wybuchu. Oderwanie końcówki było tylko częścią tego wydarzenia i nie stanowiło samo w sobie „oderwania skrzydła”. Raport nie mówi, że opisany sposób oderwania się końcówki jest jedynym możliwym sposobem, w jaki mogła się ona oddzielić od reszty. To był skutek, nie przyczyna tego, co się stało na skrzydle.

Raport podejmuje próbę wytłumaczenia, jak mogło się stać, że końcówka upadła tak blisko miejsca (patrząc z góry), gdzie się oderwała. Jest to tylko jakościowe tłumaczenie; nie jest sprawdzone w raporcie, czy impuls siły odcinającej wystarczy, by końcówkę „zahamować”.

Jedno z uzupełnień do sprawy jest podane w Raporcie 458, który już na dniach ma być opublikowany przez Zespół Parlamentarny. Podane jest tam obliczenie, na ile jest możliwe zwolnienie lotu końcówki przez uderzenia zewnętrzne takie jak wybuch czy uderzenie w drzewo. Dopóki recenzent tego nie przeczyta, nie ma podstaw, by mówić o błędach.

Swoją drogą wiele aspektów zagadnienia brzoza – skrzydło jest definitywnie opisanych w Raporcie 456. Ciekawe, dlaczego Artymowicz to w ogóle ignoruje. Dalsze uzupełnienia są podane w Raporcie 458. Wskazane by było, aby Artymowicz zapoznał się także z tym ostatnim źródłem, nim zacznie nową, bezpodstawną rundę wywodów.

Prof. Paweł Artymowicz: Zupełnie niezrozumiałe jest, dlaczego spośród tysięcy inżynierów i naukowców w Polsce, nie znalazł się nawet jeden człowiek człowiek, który zgłosiłby się do zespołu Macierewicza i powiedział, że zrobił obliczenia i że chciałby je zaprezentować. Ogólnie, są pewnie dwie przyczyny. Pierwsza, to prozaiczna: po prostu większość inżynierów i naukowców w Polsce nie zgadza się z tezami zespołu Macierewicza. Druga jest taka, że ogólnie ludzie nie chcą wypowiadać się na temat Smoleńska, przynajmniej tak było do niedawna, dlatego, że nastąpił straszny stopień upolitycznienia.

Dr inż. Grzegorz Szuladziński: Jak zwykle u Artymowicza, wszystko do góry nogami. Prawdą jest, co mówił też przedtem, że sprawa smoleńska miała stosunkowo mały oddźwięk w polskim środowisku naukowo-technicznym. A dlaczego? Ludzie, o których mowa, nie różnią się tak bardzo zachowaniem od innych środowisk. Jedyna poważna groźba dla nich, to zagrożenie ich posady, czyli środków do życia. Taką groźbę może zrealizować tylko partia rządząca; w rzeczy samej – osobiście słyszałem premiera Tuska, który groził konsekwencjami. Wymyślania opozycji, na które mogliby się narazić i które, jak sugeruje Artymowicz, są tą właśnie groźbą, to najwyżej lekka nieprzyjemność. Mimo to jednak wiele instytucji naukowych wyraziło chęć zbadania sprawy i zrobienia odpowiednich analiz. Niestety, rząd nie daje pieniędzy.

Wstępne zdanie w powyższym fragmencie wypowiedzi Artymowicza to taka udawana naiwność. Niby jakie obliczenia miałby ten ktoś robić? 

Oczywiście, większość uczonych i inżynierów (zwłaszcza tych z WAT, którzy mają najwięcej do powiedzenia), zarówno w Polsce jak i gdzie indziej, zgadza się z faktem wybuchów. Natomiast zwykli ludzie są tematem zmęczeni. Wygodniej myśleć, że wypadek, bo to mniej niepokojące.

Specjaliści mieszkający za granicą wkładają ogrom czasu i energii, by pomóc w ustaleniu szczegółów smoleńskiej katastrofy. Czynią to kosztem swego wolnego czasu a także rezygnacji z innych, płatnych zajęć. Czynią to bezinteresownie, za co należy im się wdzięczność i szacunek, a nie wylewanie pomyj w ich stronę.

Prof. Paweł Artymowicz: Nie ma też najmniejszych dowodów rzeczowych na to, że na pokładzie nastąpił wybuch. Ostatnio krąży teoria dwóch wybuchów, propagowana przez zespół posła Macierewicza. Niestety, oni opierają się tylko na własnej interpretacji oficjalnych raportów komisji.

Dr inż. Grzegorz Szuladziński: Nie tylko w powyższym, ale też w reszcie wywiadu Artymowicz wygłasza stale ten sam motyw o braku dowodów na tę „fikcję wybuchu”. Szkoda, że jak na poważnego badacza, do której to pozycji pretenduje, zupełnie rozstaje się z logiką. A ona mówi nam, że:

– Nie można udowodnić, że nie było wybuchu. 

– Można tylko powiedzieć, że nie znaleziono śladu wybuchu.

– Jest kilka kategorii dowodów na wybuch.

– Jeśli w którejś z nich (jeszcze) dowód się nie znalazł, to o niczym nie świadczy.

– Jest natomiast bogaty materiał fotograficzny i filmowy, który aż krzyczy, że wybuch miał miejsce.

Artymowicz o tym doskonale wie, bo czytał przecież Raport 456. Mimo to jednak, jak inni pracujący na rzecz oficjalnej propagandy, woli o tym nie wspominać, bo jest po prostu bezsilny, by zaprzeczyć. Łatwiej udawać greka i trąbić swoje. Jak takich ludzi nazywa się? Czytelnik dopowie sobie sam.

Prof. Paweł Artymowicz: Natomiast kuriozum jest takie, że prof. Binienda po przeprowadzeniu niewłaściwie zrobionych symulacji zignorował fakt, że jego symulowana brzoza nie ma nic wspólnego z brzozą pod Smoleńskiem. U niego znika część pnia brzozy, a linie cięcia są równe. Rzeczywista brzoza pod Smoleńskiem natomiast była złamana tak, jak się łamie drewno, kij od szczotki, czy gałąź żywego drzewa. Ona łamie się na wielkie drzazgi. Te drzazgi miały prawie metr długości. Można jeszcze dzisiaj zobaczyć to wszystko. Dalej, u prof. Biniendy symulowana brzoza jest odrzucana przez skrzydło i leci daleko do przodu, natomiast prawdziwa brzoza leży tuż koło pnia, czyli ona się po prostu złamała, nie leciała, nie została odrzucona. I tutaj następuje dziwny moment. Prof. Binienda zauważywszy rozbieżność pomiędzy rzeczywistością a symulacją, obarcza winą rzeczywistość.

Dr inż. Grzegorz Szuladziński: Typowe podejście Artymowicza. Z powodu ograniczonej wiedzy wyciągnąć fałszywe wnioski i potem perorować, aż tchu zabraknie. Jeśli skrzydło uderza w drzewo z małą szybkością, drzewo jest łamane na skutek zginania i złom jest rzeczywiście postrzępiony, z długimi drzazgami. Im szybciej samolot leci przed uderzeniem, tym drzazgi stają się krótsze i coraz większy wpływ ma ścinanie. Przy dostatecznie dużej szybkości występuje jakby efekt cięcia szablą, ma miejsce czyste ścinanie i drzazgi są króciutkie. (Uwaga: Nawet w tym wypadku ta ostatnia część ścinanego przekroju może się odłamać w postaci drzazgi. Przyczyna: drzewo jest mocne wzdłuż włókien, ale słabe na siły rozdzielające włókna.)

Czy szybkość samolotu 270 km/h była dostateczna, by wywołać prawie czyste ścięcie pnia? Nie jest to łatwo ustalić. Osobiście nie studiowałem struktury złomu, ale jeśli wygląda na wyraźnie zgięciowy, to świadczy o tym, że Tu-154 nie miał nic z tym wspólnego i drzewo zostało złamane przez inną, wolniej poruszającą się maszynę.

Że blacha aluminiowa wbiła się w drzewo? Powyższemu to nie przeczy, choć niektórzy mówią, że owa blacha znalazła się tam dużo później, po wypadku. Może jest nawet ważniejszy fakt niż ta blacha: brzoza rosła w okolicy lotniska, gdzie inna zbłąkana maszyna mogła o nią zawadzić. W końcu przecież Artymowicz pośrednio przyznaje, że nie ma żadnych dowodów rzeczowych na to, że ta brzoza miała coś wspólnego z wypadkiem. Jest tylko bezpodstawne założenie autorów raportu MAK.

Pozostaje mieć nadzieję, że za parę lat, gdy Artymowicz dobrze się zapozna z modelowaniem niszczenia konstrukcji, zrozumie, że symulacja łamania drzewa z realistycznie wyglądającymi drzazgami jest praktycznie niemożliwa. Nie znaczy to jednak, że wyniki są fałszywe. Wtedy Artymowicz zrozumie, że jego krytyka Biniendy była bezpodstawna.

Jeśli chodzi o obiektywną ocenę, to dziennikarze prowadzący wywiad są niedaleko w tyle za indagowanym. Prowadząca wywiad wymienia takich uznanych specjalistów jak prof. Kleiber i Paweł Artymowicz, będących po stronie PO. Wspomina też o takich szaraczkach trzymających z PiS, jak Binienda, Nowaczyk i Szuladzinski, nieznani, nie wiadomo skąd się wzięli. Artymowicz z wrodzoną skromnością wtóruje jej. Chwila refleksji: przecież tych 5 wymienionych osób pracuje nie tylko na różnych kontynentach, ale także w różnych dziedzinach nauki. Więc KOMU i Z CZEGO mają być znani? Puknijcie się w głowę, ludzie!

Część 2. wywiadu

Dr inż. Grzegorz Szuladziński: -Druga część wywiadu traktuje prawie wyłącznie o brzozie, co jest usiłowaniem odwrócenia uwagi od prawdziwych przyczyn wypadku. Jest pewien wykres, który nosi podtytuł „rzeczywisty tor schodzenia…”. Jeżeli popatrzeć uważnie na silny zakręt w pobliżu ziemi, to promień tego zakrętu można oszacować na odrobinę dłuższy niż długość kadłuba, ok. 50 m. Przy szybkości 75 m/s podróż po takim promieniu wiąże się z przyspieszeniem 112.5 m/s2, czyli ok 11.5 g. Samoloty pasażerskie nie są projektowane na takie przyspieszenia. Gdyby pilot rzeczywiście chciał tak polecieć, odłamałyby się skrzydła. Rzeczywiste zakrzywienie byłoby dużo mniejsze. To nie jest „rzeczywisty tor schodzenia”.

Rozumiem, że np. profesor astrologii nie kojarzy sobie zakrzywienia toru z przyspieszeniami odśrodkowymi. Natomiast dziwi brak takich skojarzeń u profesora astrofizyki.

Wolność słowa polega na tym, że każdy może mówić, co mu ślina na język przyniesie. Obowiązuje więc w takich sytuacjach podanie opinii strony przeciwnej. Jeśli „Gazeta” nie wydrukuje tego komentarza, wówczas po prostu będzie widziana jako megafon polityki prorządowej.

Komentarz dr. Grzegorza Szuladzińskiego ukazał się w tygodniku „Merkuriusz Polski”

6 Comments on Katastrofa smoleńska – komentarz Grzegorza Szuladzińskiego

  1. Piotr Lada // 21/11/2012 o 7:27 PM // Odpowiedz

    Przepraszam za spozniona odpowiedz. Nie przypuszczalem, ze ktos bedzie chcial na ten zenujacy temat dyskutowac. Dziekuje za zwrocenie uwagi na te „symulacje” Biniedy. To co zrobil to nie jest zadna symulacja, ale porownanie charakterystyki materialow. Powoluje sie tam na wyniki ekserymentu z Lockhead Constellation w 1965 roku, co ma niby popierac jego durne tezy. Kiedy ktos taki jak pan Binieda powoluje sie na cos, to zawsze trzeba to sprawdzic u zrodla. W tym przypadku Binieda chce nas przekonac, ze skrzydlo aluminiowe uderzajac w drewno przecina je i koniec… Swiadomie pomija przy tym zniszczenia jakie masa tego drewna dokonuje w konstrukcji skrzydla. Tymczasem w wynikach badan skrzydla, ktore uderzylo w slupy telegraficzne napisano wyraznie: „The first pole nearly sheared the outer wing panel (…)”, czyli „pierwszy slup prawie oderwal zewnetrzna czesc skrzydla”. Ten slup mial mniejsza mase, byl pewnie zrobiony z miekkiej sosny a nie z brzozy, samolot poruszal sie wolniej, wiec ten kawalek skrzydla nie oderwal sie do konca jak w przypadku TU154M. Slup, o ktorym, mowa wbil sie jednak gleboko w konstrukcje skrzydla, podobnie jak brzoza wbila sie gleboko w skrzydlo TU154M zanim je oderwala…

    • Pana arogancki komentarz świadczy tylko o jednym: nie zadał Pan sobie trudu, by obejrzeć symulacje profesora Biniendy. To doskonale pokazuje, na czym polega rozłam w polskim (i polonijnym) społeczeństwie: większość nie jest zainteresowana poznaniem faktów i pierze swoje mózgi pod wodospadem propagandy.

  2. Bardzo smieszne są komentarze osób, które nier były na miejscu katastrofy, nic nie widzialy niczego nie badały i nie znaja żadnych pasrametrów z rejestratorów polskich, amerykanskich i rosyjskich.

    • Piotr Lada // 11/11/2012 o 7:40 PM // Odpowiedz

      I po co to Panu bylo, Panie Greg (Gregory), za te pare zlotych od Antka, tak sie kompromitowac… Zaden powazny inzynier mechanik nie ma problemu z przyznaniem 100% racji profesorowi Artymowiczowi.

      • To znaczy, że wierzy Pan w 100% w pancerną brzozę, która urwała skrzydło? Proszę się nie ośmieszać. Może Pan sobie obejrzeć prezentację profesora Biniendy – link w prawym, górnym rogu strony MP, ale obawiam się, że przy takim nastawieniu, niewiele Pan się dowie.

    • magis amica veritas // 27/11/2013 o 5:47 PM // Odpowiedz

      Tak, np. komentarze prof. Artymowicza… Na dodatek ten wielki uczony przedstawia swoje obliczenia, w których tuz po uderzeniu pojawiają się dwa środki chwilowego obrotu naraz. Jeden – wynikający z rozkładów ciśnień leży pomiędzy skrzydłami, a drugi, wynikający z położeń końcówki skrzydła i kikuta najpierw leży daleko w lewo od kikuta, a potem wędruje w okolice uciętej końcówki (dalej nie wyznaczałem, nie ma potrzeby). Za takie coś każdy student wydziału lotniczego dostałby najgorszą ocenę. Natmiast prezentacja prof. Artymowicza, który oby wrócił do gwiazd, została dopuszczona (sic!) i wygłoszona na konferencji Mechanika w lotnictwie, w maju 2012 w Kazimierzu nad Wisłą. Wnioski nasuwają się same…

Dodaj komentarz