Waldemar Żyszkiewicz – Sikorski – państwowiec czy szermierz prywaty?
Jak się zastanowić, to w obecnym marszałku sejmu trudno nawet ujrzeć zdeklarowanego żołnierza Platformy Obywatelskiej.
To, co na międzynarodowym forum zrobił w zeszłym tygodniu Radosław Sikorski, działając przeciwko interesowi nowowybranego przez Polaków prezydenta elekta, zasługuje na miano złośliwości. I to nie jakiejś tam złośliwości bezprzymiotnikowej, lecz tzw. małpiej złośliwości w czystej postaci.
Oczywiście, Andrzej Duda z tym wygaszonym przedwcześnie mandatem jakoś sobie poradzi. Ucierpią najwyżej ludzie z biura polskiego europarlamentarzysty, też pewnie zresztą nie wszyscy. Znowu jednak straci na powadze wizerunek Polski, ucierpi i tak już kiepska reputacja naszego państwa, bo kolejny raz okazało się, że osobiste animozje wygrywają z dobrem wspólnym, co dla postronnych obserwatorów oznacza, że w rozgrywce przeciwko polskim interesom na forum międzynarodowym można wykorzystać nawet najwyższych urzędników państwowych, z osobą numer dwa w porządku konstytucyjnym włącznie.
Według obowiązującej ustawy ustawy zasadniczej, marszałek sejmu, tak jak prezydent, którego w określonych przypadkach zastępuje, ma pełnić swą funkcję jako reprezentant narodu, czyli wszystkich obywateli, a nie tylko jako funkcjonariusz partyjny, w dodatku jawnie stronniczy, pozbawiony obiektywizmu oraz zmysłu państwowego, o kierowaniu się złośliwością nawet już nie wspominając.
Radosław Sikorski, skwapliwy użytkownik Twittera, ma na swym koncie wiele znaczących popisów, którymi z pewnością Polsce się nie przysłużył. Warto tu przypomnieć choćby niektóre z nich.
Polityk, przez lata używający zdrobnienia Radek, jako szef MSZ w rządzie Tuska zhołdował np. polską dyplomację ministrowi Putina Ławrowowi, a przy innej okazji – całą Unię Europejską Berlinowi Angeli Merkel. Za to nieco wcześniej alians Moskwy z Berlinem w sprawie gazociągu Nord Stream nasz pierwszy dyplomata przyrównał do paktu Hitler-Stalin. Skądinąd dobre relacje z Ronem Asmusem nie przeszkodziły Sikorskiemu popaść w mało chwalebny zatarg z ambasadą USA w Warszawie. Ot, działa niczym jakieś rozbujane wahadło.
Ten sam Sikorski był zdystansowanym (prawie po brytyjsku) wobec integracji europejskiej wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie Buzka, później szefem resortu obrony w dwóch gabinetach Prawa i Sprawiedliwości. Ale jako Człowiek Roku „Gazety Polskiej” podczas uroczystości wręczania tej nagrody wytknął redaktorowi naczelnemu Sakiewiczowi, który go uhonorował, nadmierną tuszę…
Po gwałtownym skłóceniu się z braćmi Kaczyńskimi efektowną woltą, dopiero niedawno pobitą przez niejakiego Misia K. (również temat sam w sobie), Radosław Sikorski przewędrował do Platformy Obywatelskiej. Wkupywał się do swej nowej kompanii w sposób, jakiego nie polecałbym nikomu, kto goli się codziennie i chce to robić bez wstrętu. W nagrodę dostał resort spraw zagranicznych i w roku 2010 prawo kandydowania w partyjnych prawyborach do funkcji prezydenta RP. Przegrał wtedy wysoko do Komorowskiego.
Po zeszłorocznej zaskakującej ewakuacji Donalda Tuska, obecnie głównego specjalisty od logistyki przy spotkaniach premierów państw członkowskich UE, Sikorski (zawiedziony chyba w nadziejach na ważne unijne stanowisko) okazał daleko posuniętą niesubordynację oraz jawny brak lojalności wobec swego niedawnego partyjnego zwierzchnika. Jednak pomimo osobistej kompromitacji, po skandalu z tzw. wywiadem dla amerykańskiego portalu Politico, w którym zaserwował światu geopolityczne sensacje, następnie niefrasobliwie odwołane, nasz mistrz dyplomacji twitterowej został marszałkiem sejmu RP, czyli drugą osobą w państwie.
Również tę kolejną ważną w państwie funkcję Radosław Sikorski pełni w sposób sobie właściwy, o czym wspomniałem na początku. Może pana na Chobielinie stać na takie rozkołysanie od ściany do ściany. Jednak Rzeczypospolitej arbitralne harce drugiej osoby w państwie zdecydowanie szkodzą, toteż Najjaśniejsza nie powinna już więcej sobie na to pozwalać.
Waldemar Żyszkiewicz
2 czerwca 2015
Skomentuj