Jarosław Szarek – Warszawa broniąca honoru Polski


375615

Rosjanie masowym terrorem postanowili jesienią 1863 r. zadać ostateczny cios miastu stanowiącemu oparcie dla walczących w polu powstańców.

„Warszawa przeszło od dwóch lat jest ogniskiem występków i główniejszem źródłem wszystkich nieszczęść, które spływają na kraj. Z tego powodu Rząd znajduje się zmuszonym znakomicie zwiększyć wydatki krajowe, spowodowane tak smutnym stanem. […] Słuszność zatem wymaga, ażeby pomienione zwiększone wydatki obciążały nie sam tylko Skarb kraju, ale aby i miasto, które toleruje i ukrywa w swojem łonie tak wielką liczbę spiskujących i zabójców, ponosiło część ciężarów, wynikających z takiego stanu rzeczy. W tym położeniu rzeczy, zmuszony jestem nałożyć na miasto stołeczne Warszawę kontrybucyę nadzwyczajną” – pisał rosyjski namiestnik Fiodor Berg 2 października 1863 r.

Wysoką cenę przyszło zapłacić miastu za „źródło nieszczęść” dla rosyjskiego zaborcy. Nadszedł czas upodlenia, bycia prowincjonalnym gorodem Priwislinskiego Kraju. Ale nie zabrakło Polaków, którzy nie pogodzili się z tym wyrokiem, i Polska, a wraz z nią Warszawa, odrodziła się pół wieku później. Wystarczyły dwie dekady, aby zaczęła wyrastać na metropolię – Paryż Północy. Tę jej świetność możemy dzisiaj oglądać tylko na archiwalnych filmach… O wielkości stolicy nie świadczyły wyłącznie jej budowle, ale mieszkańcy – warszawiacy. To o nich mówił, gdy nadszedł czas próby we wrześniu 1939 r., Stefan Starzyński: „Chciałem, by Warszawa była wielka. Ja i moi współpracownicy kreśliliśmy plany wielkiej Warszawy przyszłości. I Warszawa jest wielka. Prędzej to nastąpiło, niż przypuszczaliśmy. I choć tam, gdzie miały być parki, dziś są barykady, choć płoną nasze biblioteki, choć palą się szpitale, Warszawa, broniąca honoru Polski, jest dziś u szczytu swej wielkości i sławy!”. Rzeczpospolita znów uległa morderczej zmowie Berlina i Moskwy.

Ani podczas II wojny światowej, ani w XIX w. nie udało się okupantowi zabić ducha walczącej stolicy. Słowa rosyjskiego namiestnika generał-gubernatora Berga z 1863 r., dokładnie 80 lat później – w 1943 r. – powtarzał niemiecki gubernator Hans Frank. „Mamy w tym kraju jeden punkt, z którego pochodzi wszystko zło – to Warszawa. Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostaje ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju”.

Niemiecką odpowiedzią na to warszawskie „zło”, „ognisko zamętu” i „niepokój” był terror. Nie inaczej postępowali Rosjanie w 1863 r., kiedy właśnie masowym terrorem postanowili jesienią zadać ostateczny cios miastu stanowiącemu oparcie dla walczących w polu powstańców.

Ani krzty sumienia i uczciwości

Generał Berg zastosował zasadę zbiorowej odpowiedzialności. Zapowiedziano, że jeżeli z jakiegoś domu padnie strzał lub rzucona będzie bomba, to wszyscy jego mieszkańcy staną przed sądem wojennym, a budynek zostanie skonfiskowany. Właścicielom kamienic zezwolono – bez udziału policji – dokonywać rewizji u lokatorów w poszukiwaniu broni i konspiratorów. Jeżeli zaś Rosjanie znaleźliby je sami, to właściciela czekał sąd. „Drakońskie to i dzikie prawo, czyniące z mieszkańców policjantów i donosicieli, mogło powstać tylko w głowach ówczesnych satrapów rosyjskich. Był to bowiem przede wszystkim przepis w gruncie rzeczy nieludzki i niemoralny, a rząd, nakazujący swym poddanym czyny niemoralne, zawsze i wszędzie jest złym i nieuczciwym rządem” – notował historyk powstania. O ludziach wprowadzających takie „prawo” pisał, że „nie mieli w sobie ani krzty sumienia i uczciwości, i ideałem dla nich było szpiegostwo i donosicielstwo. I gdybyż jeszcze kierował nimi patriotyzm rosyjski, idea państwowości! Ale nie, im nie szło ani o swą ojczyznę rosyjską, ani o państwo, oni wyłącznie myśleli o własnej korzyści, o dobrych posadach, o nabiciu swych chudych kieszeni groszem krwawym polskim”. Nie znaleźli oni jednak wśród Polaków ani jednego, który w ten sposób wydałby swoich rodaków.

Szpicli próbowano uczynić także z dozorców, wprowadzając zaostrzenie przepisów meldunkowych i nakazując, aby bramy domów były zamknięte przez całą dobę, a przychodzący i wychodzący był dokładnie przepytywany, skąd, gdzie i po co? O każdym obcym nakazano meldować natychmiast policji. Kilku dozorców porzuciło swoją służbę, za co właścicieli domów ukarano grzywnami a ci, którzy pozostali, na niewiele się przydali Moskalom. Kawiarnie, restauracje, szynki mogły być otwarte do siódmej wieczorem. Natomiast już godzinę wcześniej – od szóstej – na ulice można było wychodzić tylko z latarką, a po dziesiątej obowiązywała godzina policyjna. Przechodnie zatrzymywani przez stojących niemal wszędzie stójkowych bądź konne patrole i doprowadzani do najbliższego cyrkułu, byli poddawani dokładnej rewizji. Najmniejsza wątpliwość powodowała aresztowanie, a zdarzały się wypadki podrzucania zatrzymanym kompromitujących materiałów, co stanowiło dla nich wyrok.

Grozę potęgowało zachowanie rosyjskiego wojska, które po zamachu na Berga weszło do klasztorów i kościołów, nierzadko dokonując czynów świętokradczych. Jeszcze latem, w uroczystość św. Jacka, patrona szewców, ich cech uczestniczył w procesji ze świecami do kaplicy. Jeden z oficerów uznał to za składanie powstańczej przysięgi i rozkazał otoczyć świątynię wojskiem, a potem przeprowadzić rewizję. U dominikanów zdewastowano ogród, u augustianów żołdacy podczas mszy św. odprawiającego ją kapłana otoczyli z bronią. Podobnie było u kapucynów na Miodowej, gdzie ku zgorszeniu warszawiaków, żołnierze sprowadzili sobie kobiety…

Nikczemna potwarz pijaństwa

Bezkarność zaborców, szarganie świętości miało odebrać Warszawie nadzieję. Strachem chciano zdeptać wolę oporu i wypalić to „ognisko występków”. Dotychczas skazanych powstańców tracono na stokach Cytadeli. Teraz miejscem ich egzekucji stały się miejskie place. 30 września 1863 r. na Rynku Starego i Nowego Miasta, na placach – Grzybowskim, Bankowym i Trzech Krzyży przed kościołem św. Aleksandra – stanęły pale, do których przywiązano pięciu rzemieślników: Józefa Raczyńskiego, Tymoteusza Raczyńskiego, Stanisława Jagoszewskiego, Stanisława Janiszewskiego i Leopolda Zelnera. Kilka dni wcześniej znaleziono przy nich sztylety i za ich posiadanie zostali publicznie rozstrzelani.Świadkiem egzekucji tego ostatniego był rosyjski historyk powstania Mikołaj Berg. 25-letni Zelner wyroku wysłuchał spokojnie, bez okazania jakiegokolwiek wzruszenia. „Dwaj żandarmi w pełnej paradzie, w niebieskich mundurach z białymi epoletami i takimiż sznurami, tak mocno przywiązali go do słupa, że po spełnieniu wyroku, trup nie mógł się osunąć. Na twarzy, zakrytej trójkątnym kawałkiem płótna, przez dłuższy czas dawały się widzieć kurczowe drgania. Po ostatnim strzale, wymierzonym zwykle przez służbowego podoficera, rozstrzelany wstrząsnął głową, która z wolna zaczęła się przechylać w tył, jakby trup twarz swą zwracał ku niebu. Gdy żandarm przeciął siekierą sznury, którymi skazaniec był przywiązany do słupa, trup, jak drzewo podcięte, zwalił się twarzą ku ziemi. W tej chwili w jednym z okien drugiego piętra rozległ się przenikający krzyk kobiecy, spostrzegłem osuwającą się postać kobiety, którą podchwycili otaczający”.

W korespondencji z Warszawy krakowski „Czas” komentował: „Nikczemnością zaś jest rzucona przez Moskali na te mordowane przez nich ofiary potwarz, jakoby obwinieni oddawali się pijaństwu i rozpuście, co jest najzupełniejszym fałszem”. Ileż to razy jeszcze przyjdzie polskim patriotom znosić takie potwarze i to nie tylko przez Moskali, ale i przez rodzimych nikczemników rzucane.

Miasto Kilińskich, choć spokojne i nieme

Tymczasem kilka dni później na terenie fabryki Ewansa stracono zatrudnionego w niej Wilhelma Algiera. Przed samą egzekucją kuszono go darowaniem życia, ale on milczał. „Pozostawił żonę i troje drobnych dziatek; badany o wydanie organizacji, w której pracował, mimo obietnic łaski wolał poświęcić siebie i rodzinę” – czytamy w rozkazie naczelnika Warszawy. Podczas przypadkowej rewizji na ulicy w jego kieszeniach znaleziono metalowe kulki. Oskarżyciele stwierdzili, że można je wypełnić materiałem wybuchowym. Na nic zdały się tłumaczenia, że są ozdobą dla metalowych łóżek zamówionych przez starozakonnych. Rosjanie spędzili wszystkich pracowników zakładu, których zmuszono do patrzenia na egzekucję. Przez całą jesień 1863 r. niemal co tydzień mieszkańcom Warszawy urządzano podobne„widowiska”. „Wykonywanie takich wyroków było istotnie przerażające, lecz zwiększały one tylko nienawiść i chęć pomsty, odwetu. Okazanie jak najmniejszego współczucia, odkrycie głowy, przeżegnanie się, dostrzeżone przez policjanta, których było mnóstwo na placu, powodowało uwięzienie” – zapamiętał Józef Janowski.

Terror zbierał swoje żniwo. Dwa dni po egzekucji Algiera w ręce policji wpadł powstańczy naczelnik Warszawy Józef Piotrowski, zdradzony przez podkomendnego. Mimo zastosowania wobec Piotrowskiego brutalnego śledztwa, nie wydał nikogo. Wkrótce zawisł na szubienicy. Na dzień przed swoim aresztowaniem w rozkazie do mieszkańców miasta pisał:„Warszawa nie zapomniała, że jest miastem Kilińskich, choć spokojna i niema, chowa w swym sercu dławiącą ją zgrozę i oburzenie; wie ona tylko, że jej ręki podnieść nie wolno, aż wtedy, gdy cios będzie nieomylnym i stanowczym”.

Jarosław Szarek

Jarosław Szarek, dr historii, redaktor, publicysta, autor książek „Wojna z narodem”, „Czarne juwenalia”; współautor m.in.: „W cieniu czerwonej gwiazdy. Zbrodnie sowieckie na Polakach (1917–1956)”, „Komunizm w Polsce”, „Droga do niepodległości. Solidarność 1980–2005”; serii książek historycznych dla dzieci „Kocham Polskę”.
Artykuł ukazał się na łamach “Gazety Polskiej Codziennie”

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: