Maria Szonert Binienda – Media a demokracja


Sprawa Polski

Wraz z noworocznymi fajerwerkami media zachodnie przypuściły atak na nowy rząd polski, utworzony po zdecydowanych zwycięstwach wyborczych Prawa i Sprawiedliwości. W 2015 roku PiS wygrał zarówno wybory prezydenckie, jak i parlamentarne, i po raz pierwszy od czasów drugiej wojny światowej odsunął postkomunistyczne siły od władzy w Polsce. Ku zdumieniu wielu Polaków, media amerykańskie zareagowały z oburzeniem na ten rozwój wydarzeń, ogłaszając, iż w Polsce uformował się radykalny, prawicowy rząd, który z dnia na dzień wprowadził dyktaturę. Ten tak zwany, „niepokojący zwrot w prawo” w Polsce „wzbudził zaniepokojenie” wśród mediów zachodnich, które dotąd gorliwie popierały postkomunistyczną koalicję rządzącą PO i PSL. Protesty przeciwko „gwałceniu demokracji” zaczęły rozlegać się szerokim echem na Zachodzie.

Głównym powodem do wszczęcia tego alarmu był rzekomy zamach stanu dokonany przez nowy rząd Premier Szydło na Trybunał Konstytucyjny. Zachodnie media były oburzone, iż rząd PiS zakwestionował przyspieszony wybór pięciu sędziów do Trybunału Konstytucyjnego przez poprzedni rząd PO/PSL. O czym jednak media te nie poinformowały, to fakt, że kryzys konstytucyjny w Polsce został wywołany przez koalicje PO/PSL, która podjęło próbę zabezpieczenia aż 14 sędziów z nadania koalicji PO/PSL w 15-osobowym trybunale, w tym nielegalnego wprowadzenia 5 sędziów w ostatnich dniach upływającej kadencji sejmowej. Zmiany wprowadzone przez PiS po objęciu władzy zakwestionowały jedynie nielegalną nominację 5 sędziów, utrzymując przy tym większość z nominacji PO/PSL stosunkiem 9 do 6.

Niemal w tym samym czasie podobny kryzys konstytucyjny miał miejsce w Wenezueli. Partia, która była przy władzy, widząc nieuchronność porażki, zapełniła Sąd Najwyższy swoimi ludźmi tuż przed wyborami. Różnice w relacjonowaniu tych dwóch podobnych przypadków w mediach zachodnich są zastanawiające. Sprawa Wenezueli była relacjonowana szczegółowo i obiektywnie. Przedstawiono istotne fakty i zaprezentowano argumenty obu stron. Nikt nie nazywał walki o większość w Sądzie Najwyższym zamachem stanu. Znawcy prawa konstytucyjnego przedstawili argumenty obu stron tego konfliktu. W dyskusji sporo uwagi poświęcono coraz większej aktywności sądów w sporach politycznych. Podkreślono, że jest to trend obserwowany w wielu krajach. Zastanawiano się nad tym, czy i na ile sądy powinny wychodzić poza swoje kompetencje i narzucać oblicze ideowe ustawodawstwu krajowemu wbrew woli wyborców. Nikt nie wyraził obaw o „putynizację” Wenezueli. Przedstawiono jedynie pewne obawy co do możliwego instytucjonalnego paraliżu.

W sprawie Polski media zachodnie całkowicie zignorowały zasadę obiektywizmu i przedstawiania różnorodnych punktów widzenia. Paradoksalnie, ten rażący brak obiektywnego przekazu miał miejsce w momencie, w którym te same media oskarżały polski rząd o gwałcenie wolności prasy.

Podczas rządów koalicji PO/PSL w latach 2008-2015 podstawowe zasady wolności prasy były całkowicie zignorowane. Olbrzymia fala zwolnień z pracy miała miejsce w 2010 r., po rozbiciu się Polskiego Tu-154M w Smoleńsku. W tym czasie prawie wszyscy niezależnie myślący dziennikarze zostali usunięci z mediów głównego nurtu bez jakichkolwiek protestów ze strony obserwatorów wolności słowa i praw człowieka na Zachodzie. Wydawca wiodącego dziennika „Rzeczpospolita” został praktycznie zniszczony przez reżim PO/PSL za ujawnienie faktu, że badania próbek zebranych z miejsca katastrofy smoleńskiej wykazały obecność środków wybuchowych.

W związku z powyższym, nowy rząd Premier Beaty Szydło powziął starania, aby wprowadzić pluralizm opinii i przywrócić obiektywne dziennikarstwo w polskich mediach. Rząd PiS pragnie przywrócenia znaczenia misji publicznej mediów państwowych i chce zagwarantować wolność słowa tym, którzy zostali wyeliminowani i zepchnięci na margines przez rząd PO/PSL. Ta argumentacja rządu nie zostały przedstawiona w doniesieniach mediów zachodnich.

Platforma Obywatelska a Prawo i Sprawiedliwość

Przepaść pomiędzy wyobrażeniami na temat Polski współczesnej a rzeczywistością jest na Zachodzie alarmująca. Dla większości Amerykanów, Lech Wałęsa nadal pozostaje symbolem zwycięstwa nad komunizmem. Dotychczas żaden zachodni historyk nie wykazał odwagi, aby podjąć się zbadania źródeł archiwalnych na temat Lecha Wałęsy. Oczywiście w Polsce wszyscy wiedzą, że Wałęsa był kolaborantem komunistycznym wykorzystanym przez reżim Jaruzelskiego do zapewnienia siłom komunistycznym sprawnego i bezpiecznego przestawienia się na sprawniejszy system ekonomii wolnorynkowej, z zachowaniem ich wpływów i wszystkich przywilejów. Przywódcy komunistyczni, niektórzy z nich kryminaliści z krwią na rękach, zmusili oportunistyczny odłam Ruchu Solidarności do kolaboracji po 1989 i w konsekwencji zagwarantowali sobie pełne bezpieczeństwo i powrót do władzy.

Po 1989 roku miały miejsce dwie próby przejęcia władzy przez antykomunistyczny odłam Solidarności. Pierwszym było utworzenie rządu Jana Olszewskiego, który szybko został obalony w czerwcu 1992 r. przez koalicję postkomunistyczną z Wałęsą na czele. Druga próba przyniosła zwycięstwo wyborcze braci Lecha i Jarosława Kaczyńskich w 2005 roku. Rząd Jarosława Kaczyńskiego utworzony został w 2006 roku, ale szybko upadł zniszczony agresywną kampanią medialną w 2007 roku. Jego brat Lech Kaczyński wygrał wybory prezydenckie w 2005 roku i jego pięcioletnia kadencja prezydencka miała się zakończyć jesienią 2010 roku.

W latach 2007-2010 urząd premiera spoczywał w rękach Donalda Tuska i postkomunistycznej koalicji z PO/PSL, podczas gdy urząd prezydenta był w rękach Lecha Kaczyńskiego, zakorzenionego w antykomunistycznych tradycjach Ruchu Solidarności. Ten podział władzy pomiędzy byłych komunistów i ich solidarnościowych sojuszników z jednej strony a solidarnościowych antykomunistów z PiS z drugiej strony powodował dramatyczne napięcia w strukturze władzy w Polsce. Rząd Tuska ściśle kontrolował większość instytucji rządowych, finanse, media, i strefę gospodarczą, aktywnie przeciwstawiając się działaniom podejmowanym przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Skarżąc się na ingerencję Prezydenta Kaczyńskiego w sprawy rządu, Bronisław Komorowski, wówczas Marszałek Sejmu popierany przez Tuska i PO, wypowiedział w 2009 roku prorocze słowa: „Prezydent gdzieś poleci i wszystko się zmieni.”

I rzeczywiście tak się stało. Zbliżała się, bowiem ważna dla Polski rocznica. Była to 70-ta rocznica wymordowania 25700 polskich oficerów przebywających w sowieckich obozach jenieckich oraz przedstawicieli Państwa Polskiego z terenów wschodniej Polski okupowanej przez ZSSR na podstawie rozkazu Stalina z 5.03.1940 roku. Centralne uroczystości państwowe upamiętniające 70-tą rocznice mordu katyńskiego oryginalnie zaplanowano na 10-tego kwietnia 2010 roku w Lesie Katyńskim koło Smoleńska z udziałem zarówno Prezydenta Lecha Kaczyńskiego jak i Premiera Donalda Tuska.

Na początku 2010 roku Kancelaria Premiera Tuska oznajmiła niespodziewanie, że Tusk poleci do Katynia 7-go kwietnia, gdzie spotka się z Premierem Rosji Putinem. Decyzja ta była sprzeczna z ustaleniami o wspólnych obchodach uroczystości rocznicowych z udziałem Prezydenta Kaczyńskiego i Premiera Tuska 10-tego kwietnia 2010 roku. A zatem, w konsekwencji układów Tuska z Putinem, zamiast jednej uroczystości miały odbyć się dwie oficjalne ceremonie związane z 70-ta rocznicą zbrodni katyńskiej. Pierwsza, planowana na 7-go kwietnia 2010 roku organizowana była przez ministra Arabskiego z Kancelarii Tuska, z udziałem Tuska, jego rządowej koalicji i Premiera Rosji Putina. Druga, także organizowana przez ministra Arabskiego, miała się odbyć z udziałem Prezydenta Lecha Kaczyńskiego oraz delegacji złożonej w większości z członków PiS, reprezentacji Polskich Sił Zbrojnych oraz rodzin ofiar zbrodni katyńskiej.

Wojna w mediach

Rok 2009, poprzedzający wydarzenia z 10-tego kwietnia 2010 roku, charakteryzował się niespotykaną zmasowaną kampanią medialną przeciwko Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Był on atakowany i ośmieszany za każdy ruch i słowo. Każde jego wystąpienie używane było w celu zdyskredytowania go w oczach opinii publicznej. Oceniając z perspektywy czasu ten zmasowany atak medialny na Prezydenta RP, warto przywołać profetyczną wypowiedz Aleksandra Litwinienki, rosyjskiego agenta FSB, który tuż przed śmiercią powiedział, że społeczeństwo jest odpowiednio przygotowywane na zamach polityczny.

Rano 10-tego kwietnia 2010 roku, Prezydent Lech Kaczyński, całe Dowództwo Polskich Sił Zbrojnych i reprezentacja patriotycznych elit społeczeństwa polskiego ponieśli śmierć w Smoleńsku. Polska zamarła. Najwyżsi polscy generałowie oddani idei integracji Polskiej armii ze strukturami NATO zginęli w Smoleńsku. Anna Walentynowicz, współzałożycielka i prawdziwa bohaterka Ruchu Solidarności także zginęła w Smoleńsku. Sześć lat później jej ciało nadal pozostaje niezidentyfikowane. Na mocy decyzji Premiera Tuska, pełna kontrola nad śledztwem i dowodami rzeczowymi, włączając w to autopsję i identyfikację ciał, została całkowicie oddana w rosyjskie ręce. Do dziś śledztwo w tej sprawie nie zostało należycie przeprowadzenia. W związku z tragedią w Smoleńsku, koalicja PO/PSL skutecznie zacieśniła totalną kontrolę nad mediami w celu przekonania polskiego społeczeństwa i międzynarodowej opinii publicznej, że to zmarły Prezydent Kaczyński zmusił pilota do lądowania, a zatem to on jest odpowiedzialny za tę katastrofę.

W czerwcu 2010 roku, znany polityk PO zachęcał swych stronników, aby „zastrzelić Jarosława Kaczyńskiego i wystawić jego skórę na sprzedaż w Europie”. Media były zachwycone tym posłem, i nazywały go nowoczesnym obywatelem. „Dorżnąć resztę watahy (PiS)!” – zachęcał ówczesny Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski. Wkrótce potem Ryszard Cyba, zainspirowany przekazem swoich liderów, udał się na poszukiwanie jakiegoś posła z PiS. Musiał on „zadowolić” się członkiem rady miejskiej z Łodzi: zamordował Marka Rosiaka z PiS…. Media praktycznie nie zauważyły tej politycznej zbrodni.

Kratokratyczne następstwa

Profesor Krzysztof Szczerski, który pełni funkcję sekretarza stanu przy urzędzie Prezydenta Andrzeja Dudy, opisał ostatnio sytuację po katastrofie smoleńskiej następująco:
W ciągu jednego dnia, w jednej chwili w zasadzie, opróżniły się w Polsce kluczowe stanowiska państwowe, których ówczesna większość parlamentarna PO-PSL w normalnych warunkach nigdy nie miałaby szans obsadzić. Ta władza, która musiała odejść po tegorocznych wyborach prezydenckich i parlamentarnych, była wielkim beneficjentem tragedii smoleńskiej. Wtedy nagle zaburzyła się kadencyjność wszystkich głównych organów państwa: dowództwa armii, banku centralnego, rzecznika praw obywatelskich i przede wszystkim prezydenta. Nagle okazało się, że powstał niespotykany monopol władzy, wysoce ponad standardy kraju demokratycznego. Ówczesna władza wykorzystała ten moment nagłego wakowania stanowisk, których kadencyjność mogła skrócić tylko śmierć lub osobista rezygnacja.

Profesor Szczerski zaobserwował ponadto, że przez ostatnie pięć lat Polska musiała poruszać się w rzeczywistości będącej bezpośrednią konsekwencją katastrofy smoleńskiej. Niemająca precedensu koncentracja władzy wpłynęła na wyeliminowanie większości społeczeństwa na margines życia społecznego, podczas gdy nieliczna grupa uzyskiwała duże profity.

Rzeczywistość postawiona na głowie

Pod rządami PO/PSL przedefiniowano tradycyjną rolę mediów. Relacjonowanie faktów i przedstawianie różnorodnych punktów widzenia zostało zarzucone. Dostarczanie społeczeństwu półprawd także już nie wystarczało. Najczęściej używanym narzędziem przez media reżimu PO/PSL było dyskredytowanie i publiczne niszczenie wszystkich tych, którzy się z nimi nie zgadzali. Ale nawet ten sposób okazał się niewystarczający w po-smoleńskiej rzeczywistości. Została zatem zaadoptowana bardziej radykalna metoda, polegająca na wymyślaniu historii z „przeciwnymi faktami”. Powstał system konstruowania faktów przeciwnych, aby przeciwstawić się zdaniom i ideałom opozycji. Na przykład, ci, którzy ośmielali się kwestionować oficjalną wersję katastrofy smoleńskiej byli brutalnie dyskredytowani, jako szerzyciele teorii spiskowej, a kilku głównych oponentów popełniło tak zwane samobójstwa. Publiczne dyskusje stały się gigantycznymi manipulacjami. Polityczni eksperci kształtowali wiadomości w zależności od potrzeb koalicji rządzącej, kontrolowanej przez byłych komunistycznych agentów związanych ze służbami bezpieczeństwa.

Tak, więc pod rządami PO/PSL nie istniały żadne hamulce w manipulowaniu świadomością społeczną; głównym celem było zaspokojenie interesów i potrzeb rządzącej post-komunistycznej koalicji. W konsekwencji ofiary komunizmu stawały się przestępcami, prawdziwi bohaterowie Solidarności stawali się zdrajcami, a wysiłki, aby rozliczać przestępstwa komunizmu były dyskredytowane, jako motywowane chęcią zemsty. Jakiekolwiek próby usuwania sowieckich agentów ze struktur rządowych były piętnowane, jako szambo, a jakiekolwiek próby dekomunizacji życia publicznego były definiowane, jako gwałcenie praw człowieka. Zwolennicy PiS byli otwarcie dyskryminowani w życiu publicznym i pracy zawodowej, traktowani, jako osoby mniej inteligentne, zacofane i wręcz nazywani „katolickimi wstecznymi reakcjonistami”. Tego typu retoryka została wzięta bezpośrednio ze szkoły propagandy okresu stalinowskiego wymierzonej przeciwko żołnierzom wyklętym, którzy walczyli zarówno przeciw Hitlerowi jak i Stalinowi o wolną Polskę i którzy zostali brutalnie wymordowani po wojnie przez moskiewskich agentów rządzących w Warszawie.

Prowokacje

Roztaczający coraz szersze kręgi atak na demokratycznie wybrany rząd Premiera Beaty Szydło jest prowadzony przez Komitet Obrony Demokracji (KOD). Przywódcy PO/PSL zaczęli planować akcje KOD przeciwko zbliżającym się nowym rządom jeszcze w maju 2015 roku. Pierwszy dobrze zorganizowany protest KOD miał miejsce w styczniu 2016 roku. Jeden z obserwatorów, widząc postkomunistów, jako działaczy KOD, protestujących przeciwko łamaniu demokracji w Polsce, zauważył, że wygląda to tak, jakby Gestapo i SS demonstrowało przeciwko antysemityzmowi.

KOD jest szczególnie skuteczny na Zachodzie. Ostatnio ukazał się w Polsce artykuł o tym, że oczekiwany szczyt NATO w Warszawie znalazł się pod znakiem zapytania ze względu na zagrożenie demokracji w Polsce. Następnie polski dziennikarz zapytał na konferencji prasowej w Departamencie Stanu USA, czy jest to prawdą. Wprawdzie uzyskał odpowiedź rzecznika prasowego, że jest to nieprawda, ale najprawdopodobniej sama odpowiedź była nieważna. Faktycznym celem było rozprzestrzenienie tej sugestii w świecie, poprzez sam fakt zadania tego pytania.

Sytuacja w mediach w Polsce świadczy o tym, że obecnie media mainstreamowe nie służą do informowania i edukowania społeczeństwa. Są przede wszystkim narzędziem wojny hybrydowej w rękach potężnych międzynarodowych ośrodków wpływu.

Maria Szonert-Binienda

Tłum. Janusz Tydda
Artykuł oryginalnie ukazał się w wersji angielskiej 5 marca 2016 roku w piśmie American Thinker. http://www.americanthinker.com/articles/2016/03/media_vs_democracy_the_case_of_poland.html#.VtsWUK26PL4.facebook

1 Comment on Maria Szonert Binienda – Media a demokracja

  1. Arkadiusz Czekay // 29/04/2017 o 5:38 AM // Odpowiedz

    Jak się okazało obecny rząd PIS zmierza do dyktatury. Zniszczenie Trybunału to był początek. Dziwi mnie postawa absolwentki UW , prawniczki, piszącej artykuł. Łamane są podstawowe standardy prawnicze, Brak publikacji wyroków TK niewygodnych dla PIS, pełniąca obowiązki prezesa TK nie przeszła weryfikacji sędziowskiej jak też nie ma Żadnej wiedzy z zakresu prawa konstytucyjnego. Jest Ignorantką z zachowaniami na poziomie bazaru. Minister Macierewicz usunął z wojska kilkudziesięciu generałów , wielu podało się do dymisji. Otoczył się ludźmi bez kompetencji. Patrz Misiewicz i jemu podobni. W spółkach państwowych bez konkursu ( ten zapis też PIS zlikwidował ) zasiadają kolejne rzesze bez wykształcenia i wiedzy potrzebnej na takich stanowiskach. A to tylko wierzchołek góry zniszczeń jakich dokonuje PIS w kraju. Opinia Unii Europejskiej jest miażdżąca dla PIS . Dochodzi do tego cyrk z wyborem Donalda Tuska . Głosowanie było p o r a ż k ą Kaczyńskiego 27 do 1 . Masowe protesty na ulicach , odradzanie się faszyzmu w najczystszej postaci , potężne osłabienie wiarygodności na arenie światowej oraz nieudolność dopełniają obrazu obecnie rządzących. Tak więc opinia autorki nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Jest jednostronna. Mało tego zakłamuje fakty. To nie jest pierwszy rząd w Polsce , który nie jest postkomunistyczny. Mało tego , w obecnym składzie sejmy RP we frakcji PIS jest 32 byłych członków PZPR. Prokurator Piotrowicz z czasów PRL właśnie zajmował się dewastacją TK. Życzę większej wnikliwości oraz zapraszam , aby samemu się przekonać , tu na miejscu jak wygląda rzeczywistość. Pozdrawiam.

1 Trackback / Pingback

  1. Maria Szonert – Binienda – Media vs. Democracy | Polska Canada

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: