Janusz Krasiński – wielki niedoceniony


SONY DSC

Mija cztery miesiące, odkąd odszedł od nas Janusz Krasiński. Pojawiła się garść artykułów o nim, garść wzruszających wspomnień, było kilka poświęconych mu wieczorów i kilka pokazów wstrząsającego filmu z 2007 roku „Cenzurowany życiorys”, w którym opowiada on dokumentalistce Joannie Żamojdo o swoich tragicznych losach w uścisku brunatnego i czerwonego totalitaryzmu, niewolących Polskę w  latach jego młodości. Chyba nikt jednak nie pokusił się dotąd o szersze przedstawienie, jak wielki pisarz odszedł z naszej sceny i jak ważkie jest dzieło, które pozostawił. Imponuje liczba i różnorodność jego utworów, ja pragnę się jednak skupić w tym tekście na jego opus magnum, cyklu powieściowym, nad którym pracował ponad dwie dekady, aż do śmierci.

W naszej epoce prozatorski opis rzeczywistości ogranicza się najczęściej do krótkich utworów, skupiających uwagę na jakimś jednym wydarzeniu, jak znakomite opowiadania przyjaciela Janusza, Marka Nowakowskiego. Do historii należą natomiast wielkie powieści epickie, przedstawiające jakąś społeczność na przestrzeni dłuższego czasu, epopeje w rodzaju „Wojny i pokoju” Tołstoja, „Sagi rodu Forsythe’ów” Galsworthy’ego czy „Nocy i dni” Dąbrowskiej. Tymczasem Janusz porwał się na opus podobnej wielkości i brawurowo go zrealizował, a mam podstawy przypuszczać, że nurtował go ten zamysł już od czasu jego fascynacji ukazującym się w latach siedemdziesiątych moim przekładem trylogii „USA” amerykańskiego pisarza Johna Dos Passosa, powieściowej historii Stanów Zjednoczonych na przestrzeni pierwszego trzydziestolecia, dwudziestego wieku, fascynacji, która zapoczątkowała naszą przyjaźń. Opublikowane dotychczas cztery tomy cyklu powieściowego Janusza są kroniką polskich losów od lat czterdziestych ubiegłego wieku do śmierci księdza Popiełuszki w roku 1984, a tom piąty, który się niebawem ukaże, doprowadza owe losy niemal do chwili obecnej.

Pierwszy tom, „Na stracenie”, skomponowany z jego licznych wcześniejszych zapisków, ukazał się w roku 1992 w prywatnej białostockiej oficynie Versus. Z jakimi oporami ta demaskatorska proza była przyjmowana przez ówczesne czynniki oficjalne, świadczy fakt, że dla każdego następnego tomu musiał autor szukać innego wydawcy. I tak tom drugi, „Twarzą do ściany”, ukazał się w „Czytelniku” w roku 1996, trzeci, „Niemoc”, w wydawnictwie Prószyński w 1999, a czwarty, „Przed agonią”, w Arkanach w 2005. Ta ostatnia krakowska oficyna wznawia obecnie wszystkie cztery tomy cyklu.

Bohater tetralogii Janusza Krasińskiego nosi jakże wymowne nazwisko Szymon Bolesta, a jego losy są powieściowym przetworzeniem przeżyć samego autora od momentu, gdy w wieku trzynastu lat został wraz z matką wywieziony przez Niemców z warszawskiego Mariensztatu do Auschwitz. Użyczając Boleście własnych doświadczeń, Krasiński identyfikuje się z nim niekiedy tak dalece, że każe mu na przykład zanieść swoje autentyczne opowiadanie „Potworek” do redaktora pisma literackiego, „poety Juliana”, czyli Juliana Przybosia, kierownika działu poetyckiego ówczesnego warszawskiego tygodnika „Przegląd Kulturalny”. Zestawiając narrację powieściową z biografią Krasińskiego i wydarzeniami owych lat można analogicznie zidentyfikować inne autentyczne postacie w fikcyjnej historii Bolesty, cyklu powieściowym w konsekwencji określanym przez niektórych krytyków jako autobiograficzny.

Janusz polemizował z taką zawężającą kategoryzacją swoich powieści. Dramatyczne losy jego bohatera są bowiem jedynie osią epickiej panoramy dziejów ówczesnego pokolenia Polaków. Użyczając Boleście faktów ze swego życia, autor odmalował jego losy na przebogatym tle epoki, zarówno jej przełomowych wydarzeń historycznych, jak i doskonale podpatrzonych  drobnych realiów dnia codziennego.

Tak historia powieściowego bohatera, Szymona Bolesty, urasta do wymiaru epopei dziejów naszego kraju na przestrzeni ostatnich siedmiu dziesięcioleci. Mamy w literaturze polskiej celne częściowe zapisy literackie życia tej epoki, ale nie ma drugiego tak znakomitego, równie szerokiego obrazu tego, czym naprawdę był idealizowany dziś jakże często PRL.

Ostatni raz widzieliśmy się z Januszem pewnej pięknej wrześniowej niedzieli 2012 roku. Przyjechał z żoną Barbarą do Konstancina pod Warszawą, gdzie przebywałem wraz z moją żoną, Ireną Harasimowicz-Zarzecką, w Domu Pracy Twórczej Zaiksu. Odbyliśmy pamiętny wspólny spacer do tamtejszej tężni solankowej. Wracając, panie szły za nami, a Janusz idąc ze mną, jął nieoczekiwanie roztaczać zaskakującą wizję nadciągającej, jak uważał, trzeciej wojny światowej, która miałaby się rozpocząć od konfliktu na Bliskim Wschodzie. Zwierzał się również, że żyje pod groźbą utraty wzroku z powodu postępującego zaniku plamki żółtej. Nie przejawiało się to wówczas jakimiś zauważalnymi trudnościami w poruszaniu się, jednakże niedługi czas później nie przyjął już naszego zaproszenia do ponownego odwiedzenia nas w Konstancinie, tłumacząc, że przerasta to już jego możliwości. Stanęło ostatecznie  na tym, że  odwiedzimy ich zaraz po powrocie do Warszawy planowanym na 15 października.  Niestety w przeddzień wieczorem otrzymaliśmy jakże wstrząsającą dla wszystkich, którzy go znali i kochali, wiadomość o jego nieoczekiwanej śmierci.

Janusz zostawił ukończony maszynopis piątego tomu swego dzieła życia. Wiodącym tematem pierwszego i drugiego tomu były przeżycia obozowe bohatera w czasie wojny oraz długie lata jego katorgi w komunistycznych więzieniach. Tom trzeci i czwarty maluje jego zmagania o godziwe życie i zachowanie twarzy w poststalinowskich latach rządów Gomułki i Gierka. Tom piąty, któremu autor nadał tytuł „Przełom”, przedstawia losy bohatera po transformacji ustrojowej roku 89-go, a jedno z ostatnich zdań książki zamyka epopeję przewidywalnym dramatycznym  akordem: „Na tym urywa się opowieść o Szymonie”.

Umawiałem się z Januszem, że będę redagował ten końcowy piąty tom sagi o Szymonie Boleście. Niestety nie będzie mi już dane podzielić się z autorem refleksjami o jego wspaniałej prozie.

Krzysztof Zarzecki, Marzec 2013

 

1 Comment on Janusz Krasiński – wielki niedoceniony

  1. Dla mnie to wielki Autor. Jego tetralogia winna być prawdziwym elementarzem PRL-u. Cieszę się ogromnie, że zamieni się w pięcioksiąg. Wspominałam o tych książkach kilkakrotnie na blogu, ale to wciąż mało, bo więcej winniśmy temu pokoleniu.

Dodaj komentarz